Jeździmy po świecie zwiedzając ogrody oraz wystawy ogrodnicze. Tutaj chcemy przedstawić Wam sprawozdania z tych, które naszym zdaniem warto zobaczyć.
Heale House & Garden - Wielka Brytania
Większość brytyjskich posiadłości szczyci się tym, iż przebywają w rekach jednej rodziny przez setki lat. Heale House zmieniał swych właścicieli jak przysłowiowe rękawiczki. Na początku swej historii, czyli w XVI wieku, dwukrotnie przechodził z rąk do rąk, jako prezent ślubny. Dalsze losy nie były już tak romantyczne dla domu i ogrodów. Posiadłość została sprzedana czterokrotnie, w tym raz w celu pokrycia długów swoich właścicieli.
Heale House & Garden - Wielka Brytania
Większość brytyjskich posiadłości szczyci się tym, iż przebywają w rekach jednej rodziny przez setki lat. Heale House zmieniał swych właścicieli jak przysłowiowe rękawiczki. Na początku swej historii, czyli w XVI wieku, dwukrotnie przechodził z rąk do rąk, jako prezent ślubny. Dalsze losy nie były już tak romantyczne dla domu i ogrodów. Posiadłość została sprzedana czterokrotnie, w tym raz w celu pokrycia długów swoich właścicieli.
W roku 1835 dom został
zniszczony przez pożar, który uszczuplił jego rozmiar aż o dwie trzecie.
Historia ma jednak swe dobre zakończenie. W roku 1894 posiadłość kupił Hon
Louys Greville, który zatroszczył się zarówno o odbudowę domu jak i upiększenie
ogrodów. Nowy właściciel zatrudnił nawet znanego projektanta, aby ten
zagospodarował tereny wokół dworu. Harold Peto, zaprojektował ogród, jednak nie
wykorzystano w całości jego planów. Dobór roślin został zmieniony, pozostała
natomiast charakterystyczna dla Peto włoska architektura w postaci tarasu oraz
formalny ogród przy domu. Obecnie, domem i ogrodami zajmuje się ich nowa
właścicielka Frances Rasch, jest ona synową – Lady Anne, która od ponad 40 lat
opiekowała się tym cudownym miejscem.
Dom spoczywa nad samym brzegiem
rzeki, która okala posiadłość niczym fosa. Wewnątrz tej naturalnej bariery
znajdują się ogrody, a na zewnątrz malownicze łąki, na których pasą się owce.
Dzięki strumieniom wartkiej wody ogród nie potrzebuje wysokich ogrodzeń, co
niewątpliwie dodaje mu uroku. Swą podróż po Heale House rozpoczęłam od najdalej
od domu odsuniętych części ogrodu. Tu rzeka meandruje kilkoma korytami niczym
górskie potoki. Wyspy połączone są ze sobą kładkami lub niewielkimi mostkami
tworząc istny labirynt ścieżek. Naturalna roślinność urozmaicona została
pięknymi pierwiosnkami i innymi roślinami znoszącymi ciągłą wilgoć. Bliżej
zabudowy, która po pewnym czasie ukazuje się w formie majaczącego wśród drzew
dach dworu, strumienie wody stają się szersze, a roślinność bardziej ozdobna.
Tu królują olbrzymie gunnery, tarczownice, rodgersje i dość niespodziewane
klony japońskie. Klony nie są jednak jedynym akcentem orientu w tym ogrodzie
Tuż za zakrętem wita nas, bowiem czerwony, łukowato wygięty most, a zaraz za
nim replika pawilonu herbacianego. Ta piękna budowla powstała tu na początku XX
wieku, za czasów Louysa Grevillea, który mieszkał i pracował w Tokyo.
Ogród
japoński wygląda przepięknie, ale dalej też czekają nas nie lada atrakcje.
Przechodząc przez most, którym zawładnęła biała glicynia trafiamy do kolejnego
wnętrza ogrodowego. Jest nim ogród warzywny, który może poszczycić się nie
tylko przepięknymi konstrukcjami z drewna, ale także cudownym tunelem z drzew
owocowych.
To elementy dodane przez obecnych właścicieli. Jabłonie i grusze
tworzą nadzwyczajny tunel, w którego cieniu kryją się różnokolorowe funkie,
zawilce oraz zielone paprocie. Na końcu korytarza właścicielka umieściła
niewielki zbiorniczek wodny wypełniony liliami. Wokół niczym straże soją cztery
olbrzymie, bukszpanowe kule.
Ogród warzywny otoczony jest z 3 stron Wysokiem
murem z kamienia i cegły, z czwartej strony pergolą, która jedynie w pewnym
stopniu zasłania tą część ogrodu od wartkich strumieni rzeki.
Dalej ogród
zupełnie zmienia swój charakter. Staje się bardziej formalny, otwarty i
nasłoneczniony. Wokół kamiennych tarasów posadzone zostały krzewy róż oraz
pachnące lawendy i kocimiętki. Ściany budynku przyozdobiono glicynią,
powojnikiem, różą oraz magnolią wielkokwiatową. Od frontowej strony budynku
pojawiają się też geometryczne kwietniki, strzyżone żywopłoty oraz cisowe topiary.
Tu i ówdzie rozstawione są drewniane i kamienne ławeczki, na których można
przysiąść, wystawić twarz do słońca, wsłuchiwać się w szmer wody i śpiew
ptaków.
Cały ogród robi niesamowite
wrażenie. Mnie uwiódł najbardziej ogród japoński oraz łaciate owieczki pasące
się nad brzegiem rzeki. Nie jest to miejsce odwiedzane przez tłumy, dzięki
czemu można wędrować po ogrodach własnym tempem. Można je usłyszeć, powąchać i
dotknąć. Jednym słowem poczuć wszystkimi zmysłami. Z żalem żegnałam się z tym
ogrodem, w którym czas nie stanął w miejscu. Zwolnił jednak na tyle, aby wszyscy
zwiedzający go goście poczuli się jakby znaleźli się w innym świecie, a może w
innej czasoprzestrzeni...
UPTON GREY - Wielka Brytania
Ogród w Upton Grey został zaprojektowany przez jedna z najlepszych projektantek ogrodów - Gertrudę Jekyll, a ta była genialną kobietą!!
Oprócz malarstwa,
rysunku i nauki o kolorach zgłębiała tam, bowiem teorię estetyzmu,
botanikę, anatomię i optykę. Wszechstronna, niepospolita i do tego niezamężna
Gertruda rozpoczęła swą karierę zawodową. W ciągu swojego życia projektowała przedmioty
codziennego użytku: ceramikę, szkło, biżuterię, tapety, wzory tkanin, kafle, ramy
do obrazów, oraz meble ogrodowe. W tym czasie stworzyła także ponad 400
projektów ogrodów w europie i USA. Gertruda odeszła jednak od symetrycznych
wiktoriańskich klombów i kwiatowych kobierców. Była na tyle odważna i pewna
siebie by stworzyć swój własny, niepowtarzalny styl, dzięki, któremu nasze
obecne ogrody są pełne swobodnie rosnących krzewów i bylin. Dzięki niej zaczęły powstawać pełne
kolorowych kwiatów ogrody z funkcjonalną architekturą. Gertrude mieszała kolorami
roślin w ogrodzie niczym wytrawny malarz farbami na płótnie. Fiolety i odcienie
różu zestawiała z zimnymi żółciami, beżami i błękitami. W jej ogrodach
królowały swobodnie posadzone ostróżki, malwy, lawendy, róże i jej ukochane
pierwiosnki.
Upton Grey został okrzyknięty
najlepiej odrestaurowanym ogrodem tej projektantki, ogrodniczki, pisarki, malarki
i rzemieślniczki. Ogród faktycznie jest piękny, urzekła mnie jednak także
historia jego obecnej właścicielki.
Ogród w Upton Grey jest obrazem
ogrodów Gertrude. Tak mówi nowa właścicielka posiadłości, która kupiła ją ponad
20 lat temu nie wiedząc nawet, że chaszcze wokół zrujnowanych zabudowań kryją
ogród tak znakomitej projektantki. Rosamunda Wallinger, kupując wraz z mężem
dom i okoliczne tereny nie znała się, ani nie interesowała ogrodnictwem. Jej
pasja, która doprowadziła do tego, że ta drobna starsza Pani osobiście pracuje
w ogrodzie, rozpoczęła się właśnie 20 lat temu podczas prac porządkowych w nowo
zakupionym ogrodzie. To wtedy dowiedziała się, że pod wysoką na metr trawą i
pod zaroślami jeżyny znajdują się pozostałości grodu. To właśnie wtedy
dowiedziała się, kto jest jego projektantem. W USA na Uniwersytecie w
Kaliforni, odnalazła plany swojego ogrodu i postanowiła go odtworzyć. I tak
zaczęło się jej nowe życie. Życie, które w pełni poświęciła ogrodnictwu, a
właściwie swojemu ogrodowi. Teraz ten ogród należy po równi do niej i do
Gertrudy...
Ten ogród jest naprawdę piękny, a jego właścicielka jest niesamowicie sympatyczna i całkowicie oddana swojemu ogrodowi. Jeżeli chcecie przeżyć niesamowite doświadczenie i pobrać choć odrobinę energii i pasji ogrodniczej od Rosamundy Wallinger koniecznie musicie umówić się na wizytę w jej ogrodzie - Upton Grey.
BURY COURT - Wielka Brytania
Kilka
lat temu miałam przyjemność odwiedzić fascynujące miejsce. Mówimy oczywiście o
ogrodach i to nie byle jakich. W Wielkiej Brytanii, w hrabstwie Hampshire
znajdują się ogrody Bury Court. Co w nich takiego nadzwyczajnego?
Otóż wokół starych zabudowań, w
których obecnie znajduje się centrum kulturowo-konferencyjne, powstały 2 ogrody
zaprojektowane przez 2 słynnych projektantów. Jednym z nich jest znany ze stylu
minimalistycznego Christopher Bradley-Hole, a drugim Holender Piet Oudolf. Oba
ogrody są niesamowite, ale chcę opowiedzieć o ogrodzie jednego z bardziej
znaczących projektantów ruchu „New Perennial”. Piet Oudolf znany jest ze
swojego nowatorskiego spojrzenia na ogród i na same rośliny. Tak jak Gertruda
Jekle swym talentem, odwagą i pomysłowością wyprowadziła nas z geometrycznych
założeń ogrodowych do cudownie kolorowych rabat bylinowych, tak dalej Piet
Oudolf prowadzi nas do ogrodów, które są jeszcze bliższy naturze.
Cóż tak różnego od pozostałych
projektantów proponuje nam ten holenderski projektant? Otóż widzi on rośliny w
nieco inny sposób. Oprócz oczywistych walorów, jakimi są kolor kwiatów czy
liści, bardzo dokładnie studiuje ich kształt, wielkość oraz wysokość łodyg, czy
teksturę liści. To jednak nie wszystko. Bardzo ważne są dla niego również
kolory, w jakie odbarwia się zamierająca roślina w okresie jesiennym,
owocostany oraz zasychające kwiatostany. Taka dogłębna analiza pozwala mu
tworzyć ogrody, które mimo tego, że powstają głównie z bylin, interesujące są
przez cały rok. Ogrody Pieta Oudolfa są jak kino 5D. Tu liczy się nie tylko
obraz, ale również zapach, dźwięk i ruch. Podstawowymi składnikami ogrodów są
różnorodne odmiany traw, rośliny kwitnące oraz dodatki w postaci kilku drzew
lub zimozielonego żywopłotu tworzącego tło lub niewielki dodatek.
Niezwykle ciekawa konstrukcja
znajduje się po lewej stronie ogrodu. Jest to altana bez dachu utworzony z
żywopłotu ciętego z gruszy wierzbolistnej. W jego wysokich na ponad 2 metry
ścianach wycięto dwa wejścia oraz niewielkie okna. Pomimo tego, że utworzona
jest z roślin, swą masywną sylwetką stanowi kontrast dla posadzonych wokół
zwiewnych traw i bylin. W ogrodzie znajdują się jeszcze inne „konstrukcje” z
krzewów. Jedną z nich jest ślimakowato wygięte żywopłoty z cisu stanowiący
ozdobę wcześniej wspomnianej łąki kwietnej, drugą ogród węzłowy z bukszpanu znajdujący
się w prawym dolnym narożniku ogrodu, a trzecią kopiasta bryła bukszpanu
ustawiona na osi jednej ze ścieżek. Ścieżki w moim odbiorze nie stanowią tu
jednak duktów komunikacyjnych sensownie prowadzących od punkty A do punktu B.
Są to bardziej dodatkowe obrazy, tekstury ze żwiru, kostki granitowej lub
kamienia, które mają stanowić kontrast i tło dla głównych bohaterów opowieści –
bylin.
Ogród odwiedzałam w maju. Był
niesamowicie ciekawy, inspirujący i piękny.
Każdy ogrodnik wprawnym okiem zauważył pewnie to samo, co ja. Rośliny,
które jeszcze nie kwitły, zostały posadzone tak, aby zachwycały zestawieniem
swych liści oraz tak, aby uzupełniały byliny, które w tej chwili kwitły.
Przekwitające kwiatostany i owocostany wypełniały luki pomiędzy innymi
roślinami... W tym ogrodzie po prostu czuło się życie, ciągłe zmiany i ruch.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się odwiedzić
ten sam ogród o innej porze roku. Jestem bardzo ciekawa zmian, jakie zachodzą w
dziełach Pieta Oudolfa – mistrza „ogrodowego kina 5D”.
GIVERNY - ogród Claudea Moneta
Giverny, Francja
Nie każdy ogrodnik może
być malarzem i nie każdy malarz może być ogrodnikiem. Jest jednak taki
człowiek, który sprostał obu tym zawodom. Claude Monet to jeden z
najwybitniejszych malarzy świata. To również jeden z niewielu artystów, któremu
za życia udało się nie tylko zdobyć uznanie, ale także spełnić swoje marzenia i
zgromadzić spory majątek. Jednak jego życie nie zawsze wyglądało tak kolorowo...
Claude Monet urodził się w Paryżu w roku 1840 jako syn sklepikarza. Przyszłość
młodego Claude była zaplanowana przez ojca, który chciał, aby syn przejął
rodzinny interes. Monet miał jednak inne plany – chciał zostać malarzem. Na
początku szło mu całkiem nieźle – zarabiał malując karykatury, jednak w
późniejszym czasie pojawiły się problemy finansowe. Monet, jako twórca nie miał
łatwo, żył w czasach sławnych malarzy: Renoira, Maneta, Degasa, Sisleya,
Cezanne i van Gogha. Z wieloma z nich przyjaźnił się, razem wyjeżdżali w plener
i malowali to, co inspirowało ich najbardziej, architekturę i krajobrazy w
zmieniającym się oświetleniu, „łapali uciekające chwile”... Była to w owych
czasach fanaberia i rzecz niezrozumiała, bowiem ówcześni malarze korzystali
jedynie ze sztucznego oświetlenia. Monet wraz z Renoirem stworzyli również nowy
kierunek w malarstwie – impresjonizm, którego nazwa pochodzi od tytułu jednego
z obrazów Moneta: „Impresja, wschód słońca”.
W roku 1870 Claude Monet poślubił Camille Doncieux. Wraz z żoną i synem zaczęli podróżować, dzięki
sprzedaży obrazów polepszyły się też ich poziom życia. Radość nie trwała jednak
długo, bo w cztery lata później sytuacja finansowa ponownie uległa pogorszeniu,
artysta wydawał wszystkie pieniądze na leczenie swojej ukochanej żony, która mimo
to zmarła w roku 1879. Monet pozostał sam, bez pieniędzy w głębokiej depresji i
z dwoma synami na utrzymaniu. I właśnie w tym, zdawałoby się beznadziejnym
momencie jego życia następuje zwrot. W 1892 roku artysta poślubia żonę swego
zmarłego przyjaciela Alice Hoschedé. Nowożeńcy zamieszkali wraz z
ośmiorgiem dzieci (dwójką Moneta i szóstką Alice) w wynajmowanym mieszkaniu w Poissy.
Było im ciasno i nadal nie mieli pieniędzy.
Będąc blisko dna Claude Monet podjął życiową decyzję, postanowił, że
wsiądzie do pociągu i nie wróci dopóki nie znajdzie nowego domu dla swojej
rodziny. Był zdeterminowany, ponieważ szukał nie tylko taniego miejsca
zamieszkania, ale również miejsca gdzie mógłby tworzyć. W maju 1883 roku niewysoki,
skromnie ubrany mężczyzna wsiadł do pociągu i ruszył w poszukiwaniu domu.
Wysiadł w Giverny, które w owych czasach było niewielką podparyską
miejscowością położoną nad malowniczą rzeką Epte. Monet zawsze zafascynowany
był wodą, więc kiedy za oknem oprócz meandrującej rzeki dostrzegł kwitnące
jabłonie postanowił wysiąść i szukać szczęścia. Okazało się, że gospodarstwo
otoczone hektarowym sadem czeka właśnie na dzierżawcę. Zachwycony Monet nie
zastanawiał się długo, wydzierżawił dom wraz z ziemią i sprowadził tu swoją
liczną rodzinę.
Znaczące jest to, że jego
przygoda z ogrodem, jego późniejszą pasją, zaczyna się równo w połowie życia
malarza. Monet przeprowadzając się do Giverny miał 43 lata. Dokładnie 43 lata
później zmarł.
Z roku na rok malarz stawał się coraz lepszym ogrodnikiem, jego sytuacja
finansowa była już dobrze ugruntowana, Monet zatrudnił 6 ogrodników, sprowadzał
nasiona roślin z ogrodów botanicznych, kupował rośliny nie tylko we Francji i
Anglii. Piwonie i lilie wodne sprowadzał z Japonii. Malował swój ogród kwiatami
niczym farbami swoje obrazy. Fascynował go kolor. Rabaty wypełniał nieregularnymi
plamami roślin, czasami były monochromatyczne, czasami wręcz przeciwnie pełne
kontrastów, zawsze jednak zaplanowane tak, aby były interesujące o każdej porze
roku. Wiosną kwitły tulipany, bratki, niezapominajki i żonkile, latem jego
ukochane irysy, róże, piwonie, różnokolorowe maki, gladiole i ostróżki. Jesień
to czas dalii, słoneczników, astrów i zmieniających kolor liści drzew i
krzewów. Rankami Monet przemierzał alejki ustawiając sztalugi by malować kilka
obrazów na raz. Uwielbiał pokazywać ten sam motyw w różnym świetle, o różnych porach
dnia. Po kilku latach udało mu się dokupić sąsiadującą działkę leżącą tuż za
nieistniejącą już linią kolejową. Po uzyskaniu zgody na zmianę biegu płynącej
tam rzeczki malarz zbudował staw, wzorując się Japońskimi drzeworytami
zaprojektował słynny most i obsadza go glicyniami. W tym czasie zafascynowała
go kultura kraju, który po wiekach izolacji właśnie otwierał się na świat. Posadził
lasek bambusowy, a staw wypełnił liliami wodnymi. Jako ogrodnik miał również
swoich przeciwników – mieszkańców wsi, którzy obawiają się, że te „dziwne
rośliny” zatrują wodę w okolicy. Monet nie baczył jednak na te przeciwności
losu, szukał rady u hodowców roślin wodnych, a staw i lilie stały się jego
obsesją.
Ogród Moneta to przepiękne miejsce. Trzeba się jednak przygotować ma kolejkę przy kasach i dreptanie przez ogród wyznaczonymi taśmami ścieżkami. Polecam!
KNOLL GARDEN
Knoll Gardens, Stapehill Road, Hampreston, Wimborne BH21 7ND
Tym razem w Wielkiej
Brytanii znalazłam się zimą. Kilkanaście lat temu mieszkałam tu przez ponad 5
lat, ale i tak nie wiedziałam, czego się spodziewać po zimowych ogrodach.
Wszystko zależy przecież od pogody...
Wjeżdżając na parking ogrodowy znajdujemy się dokładnie pomiędzy
niewielką szkółką pełną różnorodnych traw, a ogrodem. Przed samą furtką witają
nas niesamowite kompozycje traw sadzonych w różnorodnych pojemnikach. Z
pewnością ma to pokazać możliwości, jakie dają nam te rośliny nawet na
niewielkich przestrzeniach ustawione na tarasie, czy balkonie. Wchodząc do
samego ogrodu zgiełk ulicy pozostaje poza ogrodzeniem.
W ogrodzie tuż za
furtką wyrastają niczym las łany wysokich traw i bambusów. Niektórzy
powiedzieliby, że w zimie tylko rośliny zimozielone mogą ożywić ogród, jednak
Knoll Garden jest dowodem na to, że wszystkie rośliny to istny cud natury. Tu
owocostany wysokich i niskich bylin oraz roślin jednorocznych mieszają się z
wąskimi liśćmi traw, które o tej porze roku mają cudownie słomkowe kolory.
Wszelkie berze i rudości panują w tym ogrodzie będąc doskonałym tłem dla jasnych
puszystych kwiatostanów traw. W ogrodzie nie ma typowych wybrukowanych ścieżek.
Myślę, że zimą były by zbyt mdłe. Wszędzie panują soczysto zielone angielskie
trawniki, które niczym rzeka to rozszerzają się, to zwężają w różnych miejscach
ogrodu. Klimat Dorsetu jest dość łagodny, dlatego sporo tu roślin zimozielonych
oraz takich, które niestety u nas zimozielone nie są. Na przykład hortensja
dębolistna. U nas dawno straciła już swe jesienne barwy. Tutaj dumnie wystawia
ku słabym promieniom słońca bordowo-pomarańczowe liście przypominające liście
dębu. Główna alejka ogrodu stanowi mieszaną rabatę, na której rosną krzewy,
byliny oraz rośliny jednoroczne. O tej porze roku nie są jednak ważne kolory
kwiatów, lecz barwa, kształt i struktura gałązek, zaschniętych liści,
kwiatostanów i owocostanów.
Rośliny są tu posadzone bardzo gęsto. Różnorodne gatunki
przechodząc jeden w drugi tworzą delikatną masę poruszającą się na wietrze
niczym morskie fale.
Ogród Knoll pomimo swej
niewielkiej powierzchni ma mnóstwo zaułków i bocznych ścieżek przeciskających
się, a to pomiędzy trawami, a to wśród tyczek wysokich na kilka metrów
bambusów. Dodatkowym atutem są rozstawione gdzieniegdzie stoliki i krzesła,
rzeźby oraz stare pięknie rdzewiejące urządzenia ogrodnicze.
Knoll Garden jest
ogrodem pokazowym, częścią szkółki traw ozdobnych, która co roku zdobywa złote
i srebrne medale na Chelsea Flower Show w Londynie. Znajduje się tu kilkaset
odmian traw tworzących wraz z pozostałymi roślinami specyficzny rodzaj ogrodu
naturalistycznego
PARK GUELL
Antoni Gaudi jest postacią bardzo interesująca i nietuzinkowa, jego dzieła do tej pory dziwią, zachwycają i szokują.
Już, jako małe dziecko, a potem student wykazywał dużą łatwość przyswajania wiedzy oraz ciekawość świata. Gaudi operował kilkoma językami, miał zdolności literackie oraz rysunkowe. Był jednak bardziej praktykiem niż teoretykiem, o czym świadczyć mogą chociażby jego szkolne problemy z geometrią. Młody student był bardzo ambitny, a nauka fascynowała go. Pomimo ogromnych zdolności plastycznych wielu wykładowców nie zgadzało się z jego technikami, zdarzało się również, że projekty szkolne Gaudiego nie były akceptowane. Student musiał powtarzać ostatnie semestry studiów, nie narzekał jednak na brak zleceń...
Już, jako 32 latek stał
się oficjalnym architektem projektu swego największego dzieła życia – świątyni
pokutnej Sagrada Familia. W rok później rozpoczął również pracę przy
posiadłościach oraz pałacu Guellów. Gaudi projektował dla inwestorów nie tylko
z Hiszpanii, ale również innych krajów Europy i Ameryki. Jakiż inny architekt,
w dodatku tak bardzo indywidualny, postępowy na swoje czasy, a niekiedy można
by rzec zwariowany doczekał się tylu realizacji swoich dzieł? Gaudi miał to olbrzymie
szczęście, że udało mu się zdobyć bogatego mecenasa w postaci barcelońskiego
przemysłowca Eusebiego Guella, który sfinansował większość jego prac. Razem
około 20 większych projektów Gaudiego zostało zrealizowanych w Barcelonie oraz
jej bliskiej okolicy. Przy większości z nich architekt sam prowadził nadzór
oraz brał czynny udział przy wykonywaniu detali. Jedno z najbardziej znanych dzieł Gaudiego trafiło
na listę zabytków UNESCO. W 1984 roku Park Guell, o którym mowa, został uznany
za jedno z najbardziej przyjaznych środowisku założeń urbanistycznych.
Park Guell powstał w dzielnicy Gracia, na wzgórzu położonym na północ od centrum Barcelony, jako część projektu miasta–ogrodu.
W 1900 roku rozpoczęto prace nad tym olbrzymim założeniem. Teren okazał się istnym polem popisu dla wyobraźni i zdolności architekta. Działka miała, bowiem niezwykle zróżnicowaną rzeźbę terenu i porośnięta była naturalną roślinnością, w tym niewielką liczbą drzew, z których Gaudi nie pozwolił wyciąć ani sztuki. W swym projekcie wykorzystał miejscowe materiały budowlane oraz miejscowe, odporne na suszę i mało wymagające rośliny. Starał się również nie ingerować zbytnio w ukształtowanie terenu. Ze względu na strome zbocza, które nie były dostępne dla pieszych architekt zaprojektował ścieżki i wiadukty, które umożliwiły poruszanie się po terenie.
Stworzył również ogromny taras widokowy, z którego widać całą panoramę Barcelony. To właśnie tutaj znajduje się najdłuższa ławka świata, która stanowi jednocześnie balustradę tarasu. Ławka jest niesamowita nie tylko pod względem swej długości, ale także swego przypominającego ogon smoka kształtu. Jej dodatkowym atutem jest pokrywająca ją w całości mozaika, która podobno została zaprojektowana, jako swego rodzaju modlitwa do Dziewicy.
Ciekawostką jest
również samo ukształtowanie siedziska, które jest bardzo wygodne i dokładnie
odzwierciedla kształt ludzkiego ciała. Mistrz Gaudi, jako praktyk wykorzystał podobno
nagiego modela, którego kształt odcisnął w gipsowej formie, a następnie formę
tą powtórzył na słynnej ławce.
Pod tarasem, który do tej pory służy, jako
miejsce spotkań oraz festynów, zbudowano olbrzymią Salę Hipostila. Bogato
zdobione sklepienie sali podtrzymuje 86 olbrzymich kolumn przypominających
gęsty las. Ciekawostką jest zapewne to, że kolumny, które są puste w środku
odprowadzają wodę przesiąkającą przez naturalną nawierzchnię tarasu i gromadzą
ją w olbrzymich zbiornikach. Od sali w dół ku głównemu wejściu do parku ciągną
się szerokie schody ozdobione rzeźbą węża i smoka, który symbolizuje Pytona –
strażnika wód podziemnych. Obie kolorowe rzeźby stanowią jednocześnie zawory
wspomnianych już zbiorników. Poniżej schodów znajduje się główne wejście do
parku, któremu towarzyszą dwa pawilony przypominające lukrowane domki z
piernika.
Park Guell jest
niesamowity głównie ze względu na swą architekturę, która jednak spójnie łączy
się z naturalnym ukształtowaniem terenu oraz roślinnością. Zębiaste kolumny
wiaduktów wykonanych z miejscowej skały, pełne detali mozaikowe schody, ławki i
donice oraz kute ogrodzenia przypominające liście palm sprawiają, że nawet
dorosły człowiek czuje się w tym miejscu jak w krainie z bajki. W pobliżu
„domków z piernika” zwiedzający niemal oczekuje spotkania z Jasiem i Małgosią,
a krzywe słupy podtrzymujące sklepienia tarasów oraz wiaduktów sprawiają, że w
Parku Guell dodatkowo czuć nutkę irracjonalizmu. Zachęcam do zwiedzania parku
wczesnym rankiem, kiedy park jest pusty, a długie cienie drzew i architektury
Gaudiego wprowadzają tu dodatkowo nastrój zagadkowości i grozy.
Drummond Castle
Drummond Castle. Fot. Agnieszka Hubeny-Żukowska |
Szkocja to cudownie zielona
kraina, w której na zmianę świeci słońce i pada deszcz. Ta niestabilność aury
jest dość męcząca jednak jak mawiają mieszkańcy: „ jeśli nie podoba ci się
pogoda, poczekaj minutę.”
Jest to miejsce, w którym dzięki mijanym widokom nawet
najdłuższa podróż samochodem nie sprzykrzy się. Drogi meandrują niby rozrzucone
wstążki pomiędzy trawiastymi wzniesieniami oraz długimi i wąskimi jeziorami. Nisko
przemykające chmury haczą o wyższe, skaliste fragmenty gór. Taki zielony raj na
ziemi, a do tego rozsiane tu i tam niewielkie restauracje serwujące świeże
ostrygi, małże i inne przysmaki. Tradycyjna kuchnia szkocka jest już może mniej
apetyczna, ale oczywiście wszystko zależy od gustu. Zresztą nie tylko widoki,
„see food” i whisky przyciągają turystów do Szkocji.
Ta zielona kraina wbrew
swemu położeniu geograficznemu ma dużo cieplejszy klimat niż na przykład
norweskie Oslo, które leży na podobnych stopniach szerokości geograficznej.
Dzięki wpływowi prądu zatokowego na terenie Szkocji temperatura w zimie właściwie
nie spada poniżej -10 stopni Celsjusza. Oczywiście nie ma tu też upałów.
Najwyższa temperatura w lecie nie przekracza zazwyczaj 25 stopni!! Pomijając
silne wiatry to klimat idealny do zakładania ogrodów i faktycznie jest ich tu
kilka w okolicy. A ściśle mówiąc ponad 400!! Niektóre z nich to ogrody prywatne
udostępnione do zwiedzania, są tu również parki i ogrody botaniczne oraz ogrody
historyczne.
Okazalsze powstawały oczywiście przy pałacach i zamkach. Ze względu
na okres, w którym były zakładane oraz na urozmaicony krajobraz możemy
podziwiać różnorodne dzieła architektury krajobrazu. I właśnie o jednym z nich
chciałabym dzisiaj opowiedzieć.
Drummond Castle. Fot. Agnieszka Hubeny-Żukowska |
Jest to ogród zdecydowanie inny niż wszystkie
dotychczas zwiedzone przeze mnie. Przede wszystkim samo zwiedzanie ogrodu nie
może zająć dużo czasu. Nie ma tu również dużo wnętrz ogrodowych... Właściwie
jest tylko jedno. Nie można też powiedzieć o dużej różnorodności nasadzeń. Jest
wprawdzie kilka gatunków klonów, ostrokrzewów, dębów i bukszpanów... i 3
odmiany róż. Tak nie wygląda to na razie kolorowo... ale nawet z tak
niewielkiej liczby gatunków i odmian można zrobić istne przedstawienie!! Ogród
przy zamku Drummond, bo o nim mowa powstał na kilku tarasach u podnóża XV
wiecznej twierdzy. Oczywiście z biegiem upływu lat zamek nabierał kształtów i z
pojedynczej niegdyś wierzy obronnej przeistoczył się w kompleks, który możemy
podziwiać dzisiaj. Również ogrody ewoluowały, chociaż ich położenie i wielkość nie
ulegały dużym zmianom.
Drummond Castle. Fot. Agnieszka Hubeny-Żukowska |
Drummond
Castle położony jest w środkowej Szkocji, na uboczu, w pobliżu miasteczka
Crieff. Z głównej drogi brama wjazdowa prowadzi nas ponad dwukilometrowej
długości aleją bukową wprost pod sam zamek. Sama droga dojazdowa robi
niesamowite wrażenie, ponieważ buki są potężne a droga długa, prosta i bardzo
wąska. Od strony bramy kamienna budowla jest dość ciemna i posępna, co
niewątpliwie potęgowane jest przez siąpiący, co chwilę deszcz. Dopiero po
przejściu przez uzbrojoną w podwójną kratę bramę można dojść na dziedziniec, z
którego rozpościera się widok na odległe wzgórza, a gdy podejdziemy bliżej do
balustrady i schodów zobaczymy także ogród. Cały jak na dłoni!! Przepiękny,
kolorowy ogród parterowy w stylu wiktoriańskim. Pełen strzyżonych różnogatunkowych
topiar w kształcie spiral, kul, stożków i butelek. Misterne bukszpanowe wzory
wypełniane są roślinami sezonowymi, do tego jesienią podziwiać można przeróżne
odmiany odbarwiających się wiśni, klonów pospolitych, palmowych i kapadockich.
Główny wzór nawiązuje do symbolu krzyża św. Andrzeja patrona Szkocji, trzy równoległe
aleje przecinające krzyż, do najważniejszych rzek regionu Perthshire, w którym
ogród jest położony.
Drummond Castle. Fot. Agnieszka Hubeny-Żukowska |
Historia zamku
Drummond sięga roku, 1487 kiedy to zakończono budowę usytuowanej na urwisku
skalnym wieży mieszkalno-obronnej. Całość była położona na planie prostokąta
mierzącego zaledwie 13 na 11 metrów. W XVII wieku do wierzy dołączono
trzypiętrowy budynek bramny, a w 1689 roku piękny pałac, który później był
kilkukrotnie przebudowywany. Sam ogród w stylu francusko-włoskim powstał
natomiast w roku 1630 z inicjatywy drugiego hrabiego Johna Drummonda.
Zaprojektowany został przez Johna Mylnea, który był również twórcą unikatowego zegara
słonecznego, który do dziś dzień znajduje się w ogrodzie. Zegar ma formę wysokiego
kamiennego obelisku o wielu tarczach, które pokazują czas w różnych porach
roku. Od swego założenia ogród przeżywał wiele zmian było to spowodowane nie
tylko burzliwą historią, ale również zmianami mody, jakie następowały z biegiem
lat. W 1715 roku teren ogrodu służył, jako siedziba garnizonu podczas rewolucji
Cromwella. W wieku XIX ogród przebudowano zgodnie z projektem Lewisa
Kennedyego, z którego szkółek pochodzą niektóre z obecnych roślin. W tym
okresie również w ogrodzie na wzór włoskich pojawiły się rzeźby z białego
kwarcu, zbudowano tarasy oraz murki.
Drummond Castle. Fot. Agnieszka Hubeny-Żukowska |
Ogród przeżywał
swoje wzloty i upadki. Po II Wojnie Światowej zapuszczony zarastał i zatracał
swoją formę. Po zawierusze wojennej nie było pieniędzy na jego pełne
odtworzenie. Dopiero w roku 1950 dzięki Phillis Astor zaczęto oczyszczanie
terenu. Pozostawiono wartościowe egzemplarze cisów oraz buki posadzone przez
królową Wiktorię. Część obwódek bukszpanowych zastąpiono lawendą. Przetrzebiono
gęste zarośla krzewów odnajdując w nich ciekawe odmiany klonów, dębów i wiśni,
które dziś możemy podziwiać. W 1968 roku odnowiono także mury tarasów oraz
główne schody. Dzisiaj ogród ma zapewne znacznie prostszą postać jednak reprezentuje
się iście królewsko, a od roku 1978 wraz z zamkiem jest chroniony i traktowany,
jako narodowe dziedzictwo szkockie. Do zamku i ogrodu Drummont warto wybrać się
właściwie o każdej porze roku. Najcieplejszymi miesiącami w Szkocji są maj i
czerwiec jednak również wiosną i jesienią ogród jest niesamowicie kolorowy.
Ogród jak mówiłam nie jest wielki, ogląda się go bardziej jak pocztówką lepiej,
więc nie nastawiać się na całodniowy pobyt w Drummond. Niemniej jednak warto
obejrzeć wspaniały ogród oraz przechadzające się po nim niczym wiktoriańskie
damy kolorowe pawie.
Drummond Castle na starej pocztówce źródło: http://www.oldukphotos.com |
FLORIADA 2012
Po
dłuższej przerwie fotograficzne sprawozdanie z odbywającej się raz na
dziesięć lat wystawy FLORIADA. Tym razem impreza odbywa się na
powierzchni ponad 60ha, na obrzeżach holenderskiego miasta Venlo.
Niestety podczas pobytu pogoda nie rozpieszczała nas. Nie licząc kilku
przejaśnień prawie cały czas padało. Zamieszczam kilkanaście zdjęć z
targów, które mimo wszystko wydają mi się trochę mało
ogrodnicze... Zdecydowanie bardziej podobała mi się architektura
niż ogródki wystawowe. Dość ciekawie wyglądała zieleń towarzysząca
ciągom pieszym, jednak poszczególne aranżacje niestety nie zachwyciły
mnie. Nastawiłam się, że nie będzie to poziom Chelsea, mimo to niski
poziom wykonania niektórych ogródków naprawdę rozczarował mnie. Czy
warto jechać na Floriadę 2012? Oceńcie sami. Zamieszczam kilkanaście
zdjęć samej wystawy oraz elementy, które moim zdaniem "udały się
bardziej".
Jak
widać cały teren zaprojektowany i urządzony z dużym rozmachem. Sporo
restauracji i punktów gastronomicznych. Poniżej zdjęcia z terenów
zagospodarowywanych przez samych wystawców.
CHELSEA 2012
Tak jak obiecywałam świeżutko po powrocie zamieszczam zdjęcia z wystawy Chelsea Flower Show w Londynie.
Proszę!
Wystawa jeszcze trwa a Wy możecie sobie podejrzeć to i owo. Oczywiście
wszystkich zdjęć nie dam rady zamieścić! Przedstawiam, więc krótki
przegląd. Niestety na komentarze nie mam zbyt wiele czasu, ale tutaj
słowa chyba są zbędne J Tekścik w numerze 7/8 Świata Rezydencji Wnętrz i Ogrodów. Zapraszam i pozdrawiam
Homebase Teenage Cancer Trust Garden, Projekt: Joe Swift
The Arthritis Research UK Garden, Projekt: Thomas Hoblyn
The Brewin Dolphin Garden, Projekt: Cleve West
The Laurent-Pierrier Bicentenary Garden, Projekt: Arne Maynard
The RBC Blue Water Garden, Projekt: Prof Nigel Dunnett&The Landscape Agency
Rooftop Workplace of tomorrow, Projekt: Patricia Fox
The World Vision Garden, Projekt: FlemonsWarlandDesign
Trailfinders Australian Garden presented by Fleming's, Projekt: Jason Hodges
I INNE... Mniejsze ale też ciekawe
A za plecami działo się tak... ;-)
O
zobaczeniu ogrodów Levens Hall marzyłam od chwili, w której
dowiedziałam się o ich istnieniu. Do podróży zachęcały mnie zarówno
długa, sięgająca 1250 roku historia posiadłości jak i świadomość, że w
ogrodach tych można zobaczyć jedne z najstarszych topiar na świecie…
I
tak pewnego wiosennego dnia, rankiem stanęłam u bram Levens Hall.
Właśnie opadła mgła, a słabe poranne promienie słońca nie zdążyły
jeszcze przebić się przez chmury. Ledwo widoczna bryła Elżbietańskiego
pałacu otoczonego zielenią, wszędobylska cisza oraz wilgotna atmosfera
sprawiły, że z jednej strony czułam, że jestem tu sama, z drugiej
jednak, doświadczałam na sobie jakby spojrzenia obserwujących mnie oczu…
Ogród został dopiero otwarty i w okolicy nie było innych zwiedzających.
Panujący tu nastrój sprawił, że z trudnością i jakby pewnym lękiem
szłam wzdłuż budynku do widniejącej przede mną bramy ogrodowej. Chociaż
niewielka, stanowiąca jedynie mały otwór w grubym murze brama
hipnotycznie zapraszała mnie do swego wnętrza.
Ogród
we frontowej części pałacu był niewielki, schludnie utrzymany i dość
ładny. Ja jednak nastawiona byłam na obejrzenie zawartości ogrodu za
murami i nie zwracałam uwagi na pospolite w Wielkiej Brytanii żywopłoty
czy też niewielkie strzyżone piramidy… Przyjechałam tu specjalnie dla
topiar zaprojektowanych przez Monsieur Beaumonta, jedynej żywej
pozostałości po człowieku, który brał udział w tworzeniu ogrodów Wersalu
i Hampton Court.
Ścieżka
prosta, furta niewielka i nawet widok przez nią dość pospolity… Moja
fascynacja jakby osłabła. Może trochę się zawiodłam… I wtedy obróciłam
się w lewo… Tego widoku nie zapomnę nigdy w życiu!! Jak olbrzymie
dinozaury z prehistorycznych czasów tuż przede mną wyrastały z ziemi
masywne bryły kilkunastometrowych zielonych posągów. Jak Alicja w
Krainie czarów z uniesioną ku górze głową szłam w głąb ogrodu niczym
dziewczynka za białym królikiem.
Soczysta
zieleń krzewów, ich ogrom w powiązaniu z wilgotnym wiosennym powietrzem
sprawia, że straciłam poczucie normalnie odbieranej perspektywy,
świadomość swego niewielkiego rozmiaru przytłaczała, a niesamowite
kształty krzewów sprawiły, że nierealne stało się realne. Ogród był
napakowany topiarami, zielonymi rzeźbami które pamiętają czasy
Aleksandra Pope, tego samego który swym esejem w 1713 roku zapoczątkował
krucjatę przeciw tym „zielonym potworom”. To między innymi za jego
sprawką możni ówczesnych czasów bardzo szybko wyzbyli się ze swych
ogrodów wszystkich strzyżonych form… na ich miejsce nastały krajobrazowe
ogrody Kenta i Browna…
Ale
nie tu, nie w Levens Hall. Tu jest ostoja tych olbrzymów. Niektóre z
nich to w 100% oryginalne, ponad 300 letnie okazy cisów i bukszpanów,
które starannie przycinane są w fikuśne kształty. Już od roku 1688,
kiedy to właściciel posiadłości Colonel Grahame zlecił słynnemu artyście
zaprojektowanie ogrodu, kilkanaście pokoleń ogrodników dba o ogród w
Levens Hall. O dziwo jednak do dnia dzisiejszego pracowało tu jedynie 10
głównych ogrodników, którzy całe swoje życie poświęcali tym przepięknym
ogrodom. Posiadłość od ponad 700 lat pozostaje w rękach tej samej
rodziny, która nie zwracając uwagi na zmieniającą się modę ogrodową dba o
wygląd ogrodu. Ciekawostką jest również to, że opiekunem ogrodu była
prawie zawsze kobieta – żona pana na włościach, która zazwyczaj żyła
znacznie dłużej od swego męża. (Podobno rzeczy miały się tak za sprawką
cyganki, która nie wpuszczona do pałacu przeklęła jego właściciela
przepowiadając wcześniejszą śmierć każdego z kolejnych panów Levens
Hall.)
W
ciągu tych długich lat topiary, tak jak i zabudowa pałacu zmieniały
nieco swój kształt. W tej jakże długiej historii istnienia ogrodu
zdarzały się też pewne potknięcia pielęgnacyjne. Na przykład za czasów
kiedy ogrodem opiekowała się synowa córki założyciela ogrodu –
Viscountess Andover, która postanowiła pozwolić ogrodowi na swobodny
rozrost. Efekt tego był taki, że jej następczyni oraz jej ogrodnik
musieli wymienić 9 mil obwódki bukszpanowej, która nie nadawała się do
dalszego strzyżenia. Od tamtej pory jednak ogród przechodząc z rąk do
rąk jest starannie pielęgnowany. Ogrodnicy z wielką dokładnością i
pieczołowitością strzygą krzewy w kształty przypominające gigantyczne
kilkunastometrowe grzyby, żuki, ślimaki, bezy, stożki, walce i spirale.
Kiedy w kwietniu odwiedzałam posiadłość strzyżone żywopłoty i bajeczne
topiary w towarzystwie wiosennych kwiatów zapierały dech w piersi.
Ogród
z topiarami to tylko fragment całego założenia, dalej znajdują się
bowiem jabłoniowy sad, gaj leszczynowy, ogród ziołowy oraz powstała w
1994 roku, otoczona lipowymi tunelami nowa część ogrodu z fontanną.
Ogród w Levens Hall to z pewnością jedyny w swoim rodzaju rodzynek na
torcie sztuki ogrodowej, a wizyta w nim to jak podróż do świata Alicji z
Krainy Czarów…
Więcej na temat Levens Hall i jego ogrodów: http://www.levenshall.co.uk/
Levens Hall
KENDAL
Cumbria
LA8 0PD
KENDAL
Cumbria
LA8 0PD
TITSEY PLACE
Pierwsze
wzmianki o Titsey Place pochodzą z połowy XVI wieku, jednak dom, który
obecnie można zwiedzać pochodzi z początku XIX wieku. Obecny wygląd domu
oraz jego okolic zawdzięcza Titsey Place Williamowi
i Granville Leveson Gowerom. To oni założyli park i ogród W XVI wieku
okolica wyglądała zupełnie inaczej. Tam gdzie obecnie znajduje się
główny trawnik, niedaleko domu znajdował się kościół i chaty wiejskie. W
1776 roku kościół został przeniesiony nieco dalej, a na jego miejsce
powstał mały park. Jedyną pamiątką po pierwotnym miejscu kościoła jest
olbrzymi cis, który prawdopodobnie ma 1000 lat.
Obecnie
w skład założenia ogrodowego wchodzi park, ogród wokół jeziorka,
gigantyczny ogród warzywny otoczony murami, ogród różany oraz główny
trawnik z olbrzymimi czerwonymi bukami i rozłożystymi cedrami. Większość
terenu można określić, jako założenie krajobrazowe. Dom od łąk
oddzielony jest wysokim „aha”.
Ogród
różany jest raczej niewielki i znajduje się przy budynku. Pomiędzy
domem a parterem kwiatowym znajduje się wąska rabata ze strzyżonym
bukszpanem, który ma ponad 150 lat. Mnie osobiście najbardziej zachwyca
ogród warzywny, który całkowicie, wraz z przepięknymi szklarniami,
został odrestaurowany w 1996 roku. Tego rozmiaru, zagospodarowane w
całości ogrody warzywne spotyka się raczej dość rzadko. Przepiękne w nim
są między innymi ręcznie, co roku przygotowywane, z pędów leszczyny i
witek wierzbowych wszelkiego rodzaju podpory na groszek pachnący i
fasolkę. Można tu również podpatrzyć stare metody uprawy rabarbaru,
szparagów, ziemniaków i innych warzyw. Bardzo ciekawie są również
prowadzone przy murach brzoskwinie, czereśnie, porzeczki i agrest. W
centralnej alejce znajduje się starannie przycinany kordon z gruszy i
jabłoni.
Pracowałam
w tym ogrodzie przez ponad rok i wspominam go naprawdę smacznie!! Ten
ogród jest warty odwiedzenia szczególnie dla osób lubiących uprawę
kwiatów, warzyw i owoców. Na pewno znajdą tu mnóstwo inspiracji dla
swoich ogródków warzywnych. Park jest również dość interesujący jednak
na ogród różany nie ma co się specjalnie nastawiać – nie jest specjalnie
imponujący.
Na terenie znajdują się stoły piknikowe oraz niedawno otwarty sklepik z domowymi ciastami, które osobiście polecam.
Chcąc wybrać się do Titsey Place proszę sprawdzić daty otwarcia ogród i dom zazwyczaj zwiedzać można jedynie 2-3 dni w tygodniu.
Adres: T I T S E Y P L A C E & G A R D E N S
O X T E D, S U R R E Y
HEVER CASTLE
O X T E D, S U R R E Y
HEVER CASTLE
Więcej informacji o historii, datach i godzinach otwarcia na stronie http://www.titsey.org/
Najstarsza
część zamku Hever Castle pochodzi z 1270 roku. W roku 1500 zamek
przeszedł w ręce rodziny Bolyne – to właśnie tu swoje dzieciństwo
spędzała Anna Boleyn. Włości drugiej żony Henryka VIII przeszły
oczywiście w ręce króla, kilka lat po jej śmierci, przekazał ziemie
swojej czwartej żonie. Po roku 1557 cała posiadłość wielokrotnie
zmieniała właścicieli. Dopiero w roku 1903 William Waldorf Astor
zainwestował swój czas i pieniądze w odrestaurowanie zamku. Dobudował
„tudoriańską wioskę”, stworzył jezioro i założył ogrody. Od 1983 roku
zamek wraz z ogrodami został otwarty dla publiczności.
Największą
część ogrodów stanowi ogród włoski, który powstał pomiędzy rokiem 1904 a
1908. Przy jego budowie pracowało ponad 1000 osób! Ponad 4 lata 800
mężczyzn kopało olbrzymie jezioro, które usytuowane jest na końcu ogrodu
włoskiego przy przepięknie zdobionym amfiteatrze. Ogród włoski jest jak
galeria pełna rzeźb, posągów i filarów. W samym jego centrum znajduje
się otoczony wysokim żywopłotem „Tajemniczy Ogród”. Ogród włoski jest
zamknięty z czterech stron. Od strony zamku dwie duże zdobione bramy
umożliwiają wejście do jego wnętrza. Jedną z długich granic ogrodu
stanowi wysoki mór, na którym opierają się miniaturowe wnętrza ogrodowe
oraz kolorowe pnącza. Drugą długą granicę stanowi przepiękna pergola, na
której pną się róże, glicynia oraz powojniki. Idąc pod pergolą od
strony zamku mijamy przepiękną paprociarnię ozdabianą rzeźbami oraz
różnorodnymi gargulcami.
Tuż
za murami ogrodu włoskiego znajduje się ogród różany, w którym
posadzono ponad 4000 krzewów róż. Dalej można podziwiać park z ogrodem
wodnym oraz dukt otoczony róż
Ogrody
w Hever składają się z kilku części. Można oglądać tu między innymi
piękny labirynt z cisu, ogród ziołowy, ogród różany, ogród włoski, ogród
leśny oraz powstały niedawno labirynt wodny.
Pracowałam w tym ogrodzie ponad trzy miesiące i uważam, że jest to ogród, który warto zwiedzić. Śmiało można się tu wybrać z dziećmi. Na terenie znajduje się restauracyjka, punkt sprzedaży roślin oraz sklepiki z pamiątkami. Zamek jest również otwarty dla publiczności. Sporo miejsca do biegania! W okresie wysokich temperatur trawniki nie są nawadniane więc całość może wyglądać trochę mniej imponująco. Ogród leśny zdecydowanie warto zobaczyć w okresie wiosennym. Natomiast ogród różany oczywiście lepiej jest zwiedzać w pełnym rozkwicie latem.
ADRES:
Pracowałam w tym ogrodzie ponad trzy miesiące i uważam, że jest to ogród, który warto zwiedzić. Śmiało można się tu wybrać z dziećmi. Na terenie znajduje się restauracyjka, punkt sprzedaży roślin oraz sklepiki z pamiątkami. Zamek jest również otwarty dla publiczności. Sporo miejsca do biegania! W okresie wysokich temperatur trawniki nie są nawadniane więc całość może wyglądać trochę mniej imponująco. Ogród leśny zdecydowanie warto zobaczyć w okresie wiosennym. Natomiast ogród różany oczywiście lepiej jest zwiedzać w pełnym rozkwicie latem.
ADRES:
Hever Castle
Hever
Nr Edenbridge
Kent TN8 7NG
Hever
Nr Edenbridge
Kent TN8 7NG
Tel: +44 (0)1732 865224 +44 (0)1732 865224 +44 (0)1732 865224 +44 (0)1732 865224
Więcej o zamku i ogrodzie Hever Castle można dowiedzieć sie na: http://www.hevercastle.co.uk/
Warto sprawdzić godziny otwarcia!! Część ogrodów w Wielkiej Brytanii otwartych jest tylko w wybraane dni i w określonych godzinach.
Więcej o zamku i ogrodzie Hever Castle można dowiedzieć sie na: http://www.hevercastle.co.uk/
Warto sprawdzić godziny otwarcia!! Część ogrodów w Wielkiej Brytanii otwartych jest tylko w wybraane dni i w określonych godzinach.